Dzisiaj w nocy przez Chalkidiki przeszła klasyczna burza- z
piorunami, silnym wiatrem i deszczem. Nie wiem, czy bardzo zdziwiło to Greków,
bo o 5.45 zapakowaliśmy zaspane Z&Z do auta i wyruszyliśmy w najbardziej
ambitną wycieczkę tych wakacji, przynajmniej pod względem odległości, jaką
mieliśmy do przebycia. Meteory- nierzeczywiste klasztory zawieszone między
niebem a ziemią na wysokich skałach, przypominających gigantyczne słupy. Znane
z pocztówek, filmu „Avatar” Jamesa Camerona, uważane za ósmy cud świata. O
świcie łatwo jest przebyć nadmorską drogę przez Kassandrę. Nie ma korków,
trzeba jedynie uważać na młodzież wracającą z nocnych imprez. Za półwyspem
zaczyna się autostrada, którą można dojechać aż do Greveny, skąd ostanie 70 km
pokonuje się krętą i malowniczą drogą nr 15 aż do Kalambaki i Kastraki, skąd
rozpoczyna się zwiedzanie Meteorów. W sumie droga z Pefkohori zajmuje 4-4, 5h.
Daleko, ale zgodnie uważamy, że warto.
Nazwa „meteory” pochodzi od starogreckiego słowa „meteoros”,
oznaczającego „obiekt unoszący się w powietrzu na zawrotnej wysokości”. Te
niezwykłe formy skalne to ostańce piaskowcowe, które ukształtowała przed
wieloma milionami lat woda, spływająca z ogromnym impetem do morza. Krajobraz
ten trochę skojarzył mi się z turecką Kapadocją.
Pierwsze wspólnoty religijne na tych terenach powstały już w
X w, wtedy pustelnicy zamieszkiwali jaskinie, których nie brakuje w zbudowanych
z piaskowca skałach. 400 lat później powstał pierwszy prawdziwy klasztor-
największy i najsłynniejszy, zwany Wielkim Meteorem ( Przemienia Pańskiego)i
który dziś niestety był ( jak w każdy wtorek) nieczynny. Założył go mnich
Anastazy,którego z półwyspu Athos spłoszyły najazdy tureckie.
Klasztory miały
swój czas potęgi, w najlepszych czasach było ich 24,jednak w XX wieku mocno
podupadły i w efekcie dziś zostało ich na skałach tylko 6, z czego 4 to
zasadzie muzea, tylko w 2 nadal żyją mnisi. Do wszystkich można dojść po
schodach wykutych już w XX w., co okazało się bardzo męczące. Mimo komercji,
stoisk z pamiątkami i kawą, jest w Meteorach nadal coś mistycznego. Gdy zadrze
się wysoko głowę, widać tylko niebo i przedziwne skały. Jesteśmy zgodni, co do
tego, że warto raz w życiu tego doświadczyć.
Podobnie zresztą jak wizyty na Olimpie, nawet jeśli nie uda
się wejść na sam jego szczyt ( wspinaczka z wysokości 1100 m.,na którą można
wjechać autem, zajmuje 7 godzin, wymaga dobrej kondycji, ciepłej odzieży i
wygodnego obuwia).
Z Meteorów do Litochoro- greckiego Zakopanego, leżącego u stóp Olimpu,
prowadzi dobra droga, w większości autostrada ( przez Trikalę, Larissę i dalej
w kierunku Katerini). Miasteczko jest sympatyczne, choć moim skromnym zdaniem
nawet w połowie nie dorównuje urodą stolicy polskich gór. Przy głównym placyku, w restauracji mającej w nazwie Olimp, jemy najsłabszy posiłek tych wakacji ( klasycznie ryby, kalmary, steki- wszystko tłuste i bardzo średnie). Nie polecam!
Na szczęście widok na mityczny Olimp a później dobra kawa, w
położonym na wysokości 944 m. n.p.m. górskim schronisku Stawros, poprawia mi
humor. Cudownie było by móc się tu przenocować i od rana wdrapać na najwyższy
wierzchołek góry ( Mitikas- 2917m n.p.m.). Zeus rządził jak na władcę z dużą
rodziną przystało- masyw górski Olimpu składa się aż z 52 wierzchołków.
Schronisko Stawros podobne do naszych, polskich schronisk:
Zmęczeni, ale zadowoleni docieramy przed 20.00 do Pefkohori.
W sumie poszło nam sprawniej, niż zakładałam. To nasz ostatni wieczór tutaj..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz